Ostatni post na poprzedniej stronie:
Narrator
Chociaż Sechmann był daleki od całkowitego uniewinnienia przodków wieśniaków, przyznał częściowo rację kapłanowi. Co innego prości ludzie mogliby zrobić, gdyby jakaś potężna istota zaproponowałaby im zdający się dawać same korzyści układ? Zwłaszcza, jeśli nie zdawali sobie sprawy z tego, iż owa istota jest morderczym monstrum, które woli przez wieki żywić się ludźmi niż wyrżnąć tę wynędzniałą garstkę, którą miał dosłownie na talerzu. Co prawda Egzarcha wciąż był bardzo krytyczny wobec owych pionierów, a tym bardziej wobec obecnie żyjących vrlikanów, jednak kapłan wziął te słowa za dobrą monetę. Jakie więc musiało być jego zdziwienie, gdy przybysz zaczął niszczyć pieczołowicie usypane ścieżki z piasku?
Czego by nie mówić o odczuciach otyłego mężczyzny, jego zaskoczenie nie mogło być tak wielkie jak Krtani, gdy został zaatakowany przez człeka, który jeszcze kilka chwil temu leżał na podłodze jak larwa spasiona do takiego stopnia, że nie była w stanie się ruszać. Nim Sechmann zdołał się jakoś przygotować na zderzenie z rozpędzonym ojczulkiem, już został przyszpilony do półki i jego nozdrza wypełniła nieprzyjemna mieszanka niepasujących do siebie zapachów – ostra woń przypominająca alkohol i ocet razem, słodkie kwiatowe aromaty i w końcu kwaśny zapach potu, który obficie zrosił czoło wieśniaka. Pomimo grozy sytuacji – bądź co bądź nie wiadomo, do czego zdolny jest perwersyjny kapłan, gdy tak wciska swoje ciało w Vitava – Egzarcha zrozumiał, że oto doszło do wyjątkowo groteskowej zmiany układu. Teraz górą był kapłan, na co zaatakowany przez niego mężczyzna bynajmniej nie miał zamiaru pozwolić. W tym celu Sechmann wykonał całą sekwencję, godna tak wytrawnego wojownika, co osoba szkolona przez Initium. Chwycił mianowicie w dłoń rozbitą butelkę i ujmując ją niczym pospolity chlejus, jednocześnie kopnął napastnika wprost w jego najwrażliwsze miejsce, którym – o dziwo – nie był jego spasiony brzuch. Jak się okazało, ciężko było kopnąć człowieka, który swą masą przyciska kopiącego do mebla tak, że wciska się w bok uzbrojonego w butelkę. Mimo tej zasadniczej trudności, jaką było wzajemne ułożenie mężczyzn, Egzarcha jakoś wyplątał się i wykonał co zamierzał z połowiczną skutecznością, to jest co prawda nie trafił w krocze przeciwnika, ale przynajmniej szkło wbiło się w gruby materiał opinający jeszcze grubsze udo kapłana. Potem zaś Sechmann wyciągnął miecz, gotowy na odparcie kolejnego żywego pocisku wielkości stuczonego człeka. Albo bardzo dużego knura.
– Litości! Nie jestem przecież zagrożeniem! – Wrzasnął knur, tudzież kapłan. Biorąc pod uwagę, że teraz lewą ręką opierał się o półkę, a prawą rozmasowywał bolące udo, strząsając z niego odłamki szkła, rzeczywiście wydawał się niegroźny. Gdy jednak Krtań przypomniał sobie, że przed atakiem kapłan leżał na podłodze niczym kłoda, sam musiał zdecydować, na ile może zaufać owemu wrażeniu.
Spoiler: