Ostatni post na poprzedniej stronie:
Problemy Drugich brzmiały następnego ranka dosyć przyziemnie. Ciężko było wyobrazić sobie Erlonda jako podlewającego krzewy staruszka, ale każdy miał swoje marzenia i właściwie nawet łatwiej wykonywać takie czynności, niż zabawianie się magią w takim wieku. Z tego, co Ines słyszała, to wszystko bolało za każdym razem, więc prawdopodobnie z czasem człowiek mimochodem przestałby tolerować takie dawki bólu nawet pomimo przyzwyczajenia. Uśmiechnęła się jednak, słysząc takie rozmowy. Pomimo wielu różnic, nadal mieli przyziemne plany oraz zachowanie.Koło południa zatrzymali się na kilka minut, aby odpocząć. W tym czasie Ines kręciła się niespokojnie, pogryzając suszone mięso i popijając wodą z bukłaka, nie mogąc się doczekać dalszej wędrówki. Niestety znowu coś ich zatrzymało, a tym czymś o dziwo byli... strażnicy dróg. Widząc, iż ci kierują się bezpośrednio w ich stronę, westchnęła, przeczuwając kłopoty. I rzeczywiście, ledwo znaleźli się w wystarczającej odległości od nich, zaczęli nawoływać ją. Odwróciła instynktownie głowę, ale zaraz zmarszczyła brwi. Wyprostowała się, nieznacznie na koniu, mocniej ściskając lejce. Strażnicy nie brzmieli na takich, co umieli po altrachen, więc postanowiła nieco zagrać. Twarz wykrzywiła jej się w zdziwieniu i niezrozumieniu, jakby kompletnie nie wiedziała, co oni do niej mówią i patrzyła na nich po prostu. Kiedy pokazano jej własną podobiznę, wytrzeszczyła oczy skrajnie zdziwiona, chociaż osobiście nie była aż tak zdziwiona tym, że już jej w Jaksarze niezbyt lubiano. Pokręciła głową i zaczęła gestykulować, próbując pokazać, że nie ma zielonego pojęcia, o co chodzi. Nawet odezwała się w altrachen. — Nie rozumiem jaksarskiego, przepraszam.
Zwykłych strażników łatwiej będzie zwieść niż Tajną Jaksarską Policję, szczególnie jeśli będzie zgrywała lekko głupią. Przynajmniej na kilka chwil. Niestety oznaczało to także, że nici z jej przejazdu koło Mirosil.